Maciej Jeleń (Akademii Kulinarnej Klimatex)
O gotowaniu edukacyjnym, pierwszym autorytecie i przyjaciołach po fachu, o charyzmie, przepracowywaniu siebie i byciu ojcem oraz o tym, jak to jest słyszeć, że robi się dobrą robotę, opowiada nam Maciej Jeleń, szef kuchni i główny prowadzący kołobrzeskiej Akademii Kulinarnej Klimatex.
Powtarzasz, że kochasz gotować, że kuchnia to twoja największa pasja i że – parafrazując klasyka – jeśli robi się to, co się kocha, to nigdy nie trzeba będzie pracować. Co najbardziej kręci cię w twojej pracy-niepracy?
Najbardziej kręci mnie to, że robię to, co kocham! I to, że mogę dzielić się moją wiedzą z innymi. Jestem pewny swojego kulinarnego kunsztu, wiem, jak dobrze robię swoje. A mój dodatkowy skill to to, że umiem megasmacznie o tym opowiadać – w ten sposób za każdym razem zabieram moich słuchaczy w niesamowitą kulinarną podróż.
A jednak kiedyś pasja cię pożerała. Co sprawiło, że postanowiłeś zmienić podejście, stanąć po drugiej stronie blatu roboczego i nauczać? Skąd pomysł na Akademię Kulinarną Klimatex – projekt, którego jesteś współtwórcą?
Kiedy uświadomiłem sobie, że mój prywatny czas z moją ukochaną córką ucieka mi przez palce, powiedziałem: dosyć! Koniec spełniania oczekiwań kolejnych inwestorów kosztem siebie i mojej rodziny. Wcześniej trwałem w przekonaniu, że jeśli nie jestem po łokcie umorusany jedzeniem i z czoła nie leje mi się pot, to znaczy, że nie pracuję. Stwierdziłem, że czas zacząć pracować mądrze, z zachowaniem higieny umysłu – tak ważnej w tych dziwnych czasach.
Dzisiaj jesteś kulinarnym przywódcą Akademii, terminy prowadzonych przez ciebie warsztatów rozchodzą się na pniu. Skąd początkowe obawy o to, czy pomysł zaskoczy?
Obaw by nie było, gdyby nie fakt, że żyję i działam w średniej wielkości nadmorskim mieście. Co innego otworzyć akademię w Warszawie czy Wrocławiu. A jednak teraz widzę, jak duże jest zapotrzebowanie na tego typu przedsięwzięcia, więc idę w to NA PEŁNEJ (!) i mam z tego ogromny fun!

Opowiesz nam o swojej akademickiej ;) codzienności? Nudy nie ma – kuchnia polska, kuchnie włoska i hiszpańska, kuchnia wege, śniadania… No i ryby, w końcu działasz nad Bałtykiem. Która odsłona kuchni jest ci najbliższa?
Polska i włoska! Ta pierwsza z oczywistego powodu – na tej kuchni się wychowałem. Znam rodzime produkty i uwielbiam szukać dla nich coraz to nowszych zastosowań. A w kuchni włoskiej stawiałem moje pierwsze poważne kulinarne kroki. Po ukończeniu szkoły w Kołobrzegu na kilka lat wyjechałem do Wrocławia – to tam, w renomowanej włoskiej restauracji, pod okiem wspaniałego chefa Marcina Beifusa, ewoluowałem i złapałem wiatr w żagle. Marcin pokazał mi istotę kuchni Italii, zdradził tajniki i techniki przyrządzania włoskich klasyków, a przede wszystkim – zaszczepił we mnie ogromną miłość do gotowania. To on w dużym stopniu jest ojcem chrzestnym mojego zawodowego rozwoju. Dziękuję, Marcinie!
Z jakimi wyzwaniami musisz się mierzyć, kiedy twoimi słuchaczami są doświadczeni kucharze? Wiemy, że amatorzy uwielbiają cię bez wyjątku i wciąż do ciebie wracają.
Odnoszę wrażenie, że wielu zawodowych kucharzy traktuje moje warsztaty z pokorą, widzę ich chęć doszkolenia się w pewnych obszarach. Sam uwielbiam szkolić się u doświadczonych kucharzy. Wiem, że jeśli ze spotkania ze mną któryś z zawodowców wyciągnie dla siebie choćby skrawek wiedzy czy umiejętności, to było warto. Często od kolegów po fachu słyszę: Maciej, robisz dobrą robotę! To mnie buduje i utwierdza w przekonaniu o słuszności moich zawodowych wyborów.
Twoje warsztaty dowodzą, że gotowanie łączy. Pamiętasz powarsztatowy komentarz, który sprawił ci największą radość? A może satysfakcja jest jeszcze większa, kiedy widzisz, że twoi uczniowie kontynuują przygodę z kuchnią?
Panie Macieju, to, że gotować pan umie, to wszyscy wiemy, bo jedliśmy pana dania w restauracjach, których kuchniami pan dowodził. Ale to, w jaki sposób przekazuje pan swoją wiedzę, z jak ogromną pasją mówi pan o gotowaniu, dla każdego pańskiego słuchacza oznacza chwilę magiczną.
Mówi się o tobie jako o osobowości pełnej dobrej energii, ekspresyjnej, z dystansem do siebie. Uchodzisz za dowcipnisia… To cechy wrodzone czy efekty pracy nad sobą i lat sukcesów pozwalających nabrać luzu i pewności siebie?
Wrodzona charyzma – to pomaga mi iść przez życie z uśmiechem i pewnością siebie. I rzeczywiście ogrom czasu spędzonego na pracy z terapeutą, który do dziś pomaga mi zawieszać sobie wyżej poprzeczkę, a jednocześnie zachować chłodną głowę i radosne usposobienie. Poza tym często słyszę, że jestem dobrym człowiekiem – takie słowa też karmią moją otwartość na ludzi i mój optymizm.

À propos pracy nad sobą… Widać, że się tego nie boisz. W ostatnim czasie dokonałeś kolejnej zmiany w swoim życiu – zrzuciłeś kilogramy, przepracowałeś głowę. Skąd czerpiesz motywację i siłę do przekraczania swoich granic?
Ostatnio sporo pływam – pływanie bardzo pomaga mi się emocjonalnie regulować, pozwala zdrowo się zmęczyć i odpręża umysł. Ale moją największą życiową motywacją zdecydowanie jest córka Maja. Zawsze marzyłem o byciu jednocześnie ojcem, wzorem i mentorem. I o wychowywaniu dziecka w dobrej, beztroskiej atmosferze. To codzienny uśmiech mojej Mai motywuje mnie do stawania się lepszym – wiem, że jeśli będę dobrym, spełnionym tatą, przełoży się to na inne płaszczyzny mojego życia.
Rzeczywiście, jedną z twoich socialowych twarzy jest twarz ojca. Nazywasz córkę swoim ziomkiem, poświęcasz jej każdą wolną chwilę, gotujesz dla niej. Chciałbyś, żeby poszła w twoje ślady?
Chcę, żeby była po prostu szczęśliwa, to dla mnie wartość nadrzędna. Buduję z nią relację opartą na trosce i zrozumieniu i będę jej kibicować bez względu na drogę, którą wybierze. Tak postrzegam rodzicielską miłość w krystalicznej postaci.
Przyjaźnisz się z wieloma znanymi chefami. Zabiegałeś o te przyjaźnie czy twój urok osobisty zrobił swoje? Wciąż możecie powymieniać się wiedzą i skillami czy to już etap wzajemnego poklepywania się po ramieniu?
Znanymi, cenionymi – to jedno. Przede wszystkim jednak kocham chefów mających swoją własną wizję siebie i swój własny sposób przelewania emocji na talerz. Uwielbiam pogawędki z Grzesiem „Łapą” Łapanowskim, który o kuchni wie naprawdę dużo i często sprzedaje mi nowe skille i ciekawostki. Pozdrowienia, Grzesiu!
Często spotykasz się w kuchni z ekipą Chefs Culinar. Nie jest tam wtedy za ciasno? ;) Opowiesz krótko o tych wspólnych projektach?
Tutaj nie trzeba się rozwodzić – w Atelier pracuje grono wspaniałych specjalistów, a ja mam zaszczyt z nimi współpracować. W Chefs Culinar czuję się jak u siebie. Czy za ciasno? Nie… Powiedziałbym, że nie ma drugiej kuchni z tak skoncentrowaną wiedzą kulinarną na jednym metrze kwadratowym. ;)

Promujesz ideę zero waste, poruszasz kwestie eko i uważności na to, by talerz sprzyjał zdrowiu, budujesz kulinarną świadomość swoich odbiorców od podstaw, czyli samego produktu. Skąd u ciebie ta świadomość, jak ją zbudowałeś?
Kiedyś na zapleczu jednego z hoteli zobaczyłem, ile wyrzuca się nadprodukowanego jedzenia… Stwierdziłem, że coś jest (red. tutaj pada słowo niecenzuralne ;)) nie tak. Wtedy przewartościowałem podejście.
Chef Jeleń pojawia się w social mediach, na YouTubie, w podcastach, radiu i tv. I wszędzie robi show. Sam odkryłeś swoje talenty medialne?
Lubię ludzi, kontakt z nimi, mam swobodę wypowiadania się i sprzedawania swojej wiedzy. Więc wyszło tak jakoś… naturalnie. :)
W socialach mówisz, że to twój moment, że idziesz po swoje. A twoi przyjaciele radzą, żebyś tego momentu nie przespał. Poczęstujesz nas chociaż kęsem swoich wizji albo planów?
Idę. I to szeroko… Plany są duże, rzekłbym bardzo duże. I baaardzo smaczne. Ale, jak mówią, milczenie jest złotem, pozwólcie więc, że poczęstuję Was szczyptą złota i zostawię w smakowitej niepewności.