Łucja Majchrzak (Karczma u Walusia)
O zręcznym łączeniu tradycji, współczesności i unikatowości, o lokalnych klasykach i napływowym znaku rozpoznawczym, o tytułach i autorskiej spiżarni oraz o ludziach, bez których by tego nie było, opowiada Łucja Majchrzak, współwłaścicielka Karczmy u Walusia w Krynicy-Zdroju.
Jak to jest prowadzić najlepszą karczmę w Polsce?
To na pewno duża presja… Ale taka przyjemna! :) Najlepsza karczma w Polsce brzmi poważnie, ale my po prostu robimy swoje – z sercem, po ludzku. Nie działamy dla nagród ani tytułów, więc to wyróżnienie było dla nas ogromnym, bardzo miłym zaskoczeniem. Dodaje nam teraz skrzydeł, motywuje, nie pozwala spocząć na laurach. Nigdy się nie nudzimy, bywają dni pełne wyzwań – to chyba najlepszy znak, że jesteśmy na właściwej drodze.
Sięgniesz dla nas wstecz i zdradzisz, jak zaczęła się Walusiowa historia?
Karczmę u Walusia stworzyli w 1995 roku Agata i Grzesiek Walowie, rodzice mojego partnera i współwłaściciela restauracji Dawida. Od tego czasu przeszła sporą metamorfozę :) – kilka lat temu przejęliśmy ją, wprowadzając dość duże zmiany i unowocześnienia, ale z myślą o zachowaniu jej rodzinnego ducha. To dla nas wyjątkowe miejsce – część historii naszej rodziny i coś, co chcemy pielęgnować oraz rozwijać z tym samym ciepłem i pasją. Rodzice nadal są mocno zaangażowani w życie restauracji.
Słowo karczma budzi jednoznaczne skojarzenia. Czy jednak kuchnia polska to wciąż ta sama kuchnia co kiedyś? Z waszej karty i waszych social mediów łatwo wyczytać, że nauczyliście się tradycję konfrontować z nowoczesnością…
Tak, łączymy tradycję i nowoczesność – zarówno w kuchni, jak i w wystroju naszych wnętrz. Kochamy dziedzictwo przeszłości, stare przedmioty i historie, które za nimi stoją, mamy do nich ogromny szacunek. Jednocześnie lubimy patrzeć w przyszłość i odpowiadać na to, jak dziś ludzie chcą jeść i spędzać czas. Myślę, że właśnie ten nasz twist sprawia, że Karczma ma swój wyjątkowy klimat – można tu poczuć klimat dawnych czasów, ale w bardzo współczesnej odsłonie.
Oscypek, rydze, kwaśnica, baranina, pstrąg… Jesteście wyznawcami lokalności, kuchnia polska ma u was wyraźny sznyt góralski. Jakie są stałe, uwielbiane punkty w menu Karczmy? Zmieniacie te must-have’y w duchu sezonowości?
Wszystko w naszym menu jest pyszne, naprawdę trudno wybrać faworytów! :) Ale jeśli mielibyśmy wskazać najbardziej lubiane pozycje, to z pewnością będą to klasyki – kwaśnica, żurek, golonka (nasza duma od wielu, wielu lat), a także żeberka, polędwiczki w sosie kurkowym, placki ziemniaczane oraz dania z baraniny i dziczyzny. Każde z tych dań ma swoich wiernych fanów. Nie ukrywamy, że niektóre pozycje sprzedają się częściej, ale szczerze mówiąc, wszystkie są dopracowane i wyjątkowe. Mamy stałą kartę, w której goszczą nasze klasyki, ale lubimy też bawić się sezonowością. Wtedy pojawia się wkładka do karty – z daniami inspirowanymi aktualną porą roku i tym, co akurat jest najświeższe i najciekawsze.
Dlaczego w menu pojawiła się pizza? W zamówieniach wygrywają jej odsłony klasyczne czy wasze autorskie warianty lokalne?
Pizza pojawiła się w menu z myślą o naszych lokalnych gościach, szczególnie poza sezonem. Tak naprawdę towarzyszy Karczmie od samego początku i nigdy nie chcieliśmy z niej rezygnować, bo jest po prostu świetna. :) Z czasem stała się jednym z naszych znaków rozpoznawczych – w Krynicy jesteśmy naprawdę znani z pizzy. Postawiliśmy na dobre lokalne składniki i dopracowane receptury, dzięki czemu ma swój wyjątkowy charakter… Myślę, że taką pizzę można zjeść tylko u nas. Oczywiście w karcie są też pozycje dla amatorów klasyki – wszyscy przecież kochają pizzę, musimy mieć coś dla każdego.
Skąd czerpiecie inspiracje dla swoich kreacji? Trudno przypuszczać, by pomysły spływały z samych gór wraz z kryniczną wodą ;) – szef kuchni musi mieć wiedzę i o tym, co najlepsze w Beskidzie Sądeckim, i o tym, co piszczy w trendach.
Mamy naprawdę świetnego szefa kuchni – Bogdana Mądrego – człowieka z ogromną wiedzą, doświadczeniem i wyczuciem smaku, który doskonale zna się na dobrej kuchni, potrafi znaleźć wyjątkowe składniki i wie, skąd je brać. Ma świetne kontakty z lokalnymi rolnikami i dostawcami z naszego regionu, dzięki czemu na talerzu zawsze ląduje coś świeżego i autentycznego. To właśnie on stoi za tym, co na talerzu, i potrafi połączyć to, co najlepsze w Beskidzie Sądeckim, z tym, co aktualnie dzieje się w świecie kulinarnym.
Sami pieczecie chleb, macie też autorskie produkty z Walusiowej Spiżarni. To wasze pomysły czy odpowiedź na sugestie gości chcących wasze smaki zabierać do domu i mieć zawsze pod ręką?
Nasza Walusiowa Spiżarnia powstała przede wszystkim z myślą o naszych gościach. Od dawna słyszeliśmy, że chcieliby „zabrać nas ze sobą do domu” – nasze smaki, sosy, przetwory czy chleb. Przez długi czas brakowało nam tylko przestrzeni i chwili, żeby ten pomysł zrealizować. To wcale nie nowy plan – dojrzewał w naszych głowach od dawna. Teraz powoli i bardzo skrupulatnie wprowadzamy do sprzedaży w restauracji nasze produkty i ulubione dania gości. Chcemy, żeby Walusiowa Spiżarnia była takim małym przedłużeniem Karczmy – żeby można było poczuć jej klimat nawet w domu.
Kiedy szef kuchni planuje smak i plating, myśli też o klimacie Karczmy, o tym, żeby goście mieli poczucie doświadczenia totalnego?
Tak, zdecydowanie. Od kombinacji smaków, która znajdzie się na talerzu, po to, jak danie ma być podane – o wszystkim decyduje nasz szef kuchni. Ma świetne wyczucie estetyki i dba o to, żeby kulinaria współgrały z klimatem Karczmy. Oczywiście pyta nas o opinię, wspólnie próbujemy i dopracowujemy szczegóły – efekt finalny to zawsze efekt współpracy.
Wśród waszych smakoszy dominują lokalsi czy turyści?
Więcej jest turystów, ale lokalni mieszkańcy również nas odwiedzają. :)
Co twoim zdaniem najbardziej liczy się w kontekście pracy zespołowej i częstych w branży rotacji? Jak dobieracie ludzi do zespołu? Co jest dla was najważniejsze?
W naszym zespole najważniejszy jest rodzinny klimat. Od początku zależało nam na tym, żeby każdy czuł się częścią czegoś większego – nie tylko miejsca pracy, ale również wspólnej historii. Kilkanaście osób jest z nami od wielu lat, to dla nas ogromna wartość. Dobierając nowych współpracowników, zawsze zwracamy uwagę na to, żeby kandydatom naprawdę zależało – na jakości, na gościach, na tym, żeby Karczma się rozwijała. Chcemy, żeby nasi ludzie czuli się tu dobrze, żeby wiedzieli, że są ważni i że ich praca ma znaczenie. Oczywiście w gastronomii rotacja jest czymś naturalnym, ale mimo to udaje nam się utrzymać fajną, zgraną ekipę i dobrą atmosferę, a to dla nas kluczowe.
Z publikowanych w sieci opinii wiemy, że zaraz po waszej „boskiej” kuchni goście doceniają waszą obsługę. Czujesz, że team kuchnia i team sala to jeden organizm?
O, tak, kuchnia i sala to u nas jeden organizm. Od początku kładziemy duży nacisk na uśmiechniętą, profesjonalną obsługę, bo wiemy, że to ona buduje pierwsze wrażenie gości. Załoga na kuchni i team na sali naprawdę dobrze ze sobą współpracują, wspierają się i wzajemnie rozumieją swoje tempo. Oczywiście jak w każdej pracy zdarzają się drobne niesnaski, ale zawsze staramy się rozwiązywać wszystko na bieżąco i z uśmiechem. Najważniejsze jest to, żeby gość poczuł dobrą energię – a tę tworzy właśnie zgrany zespół.
Co myślisz o narzuconym przez czasy „obowiązku” sprzedawania się w social mediach? Trzeba przyznać, że wasze talerze prezentują się tam zacnie. Przysparza wam to fanów?
Nie wyobrażamy sobie dziś nie istnieć w mediach społecznościowych. Sami dużo podróżujemy i właśnie z ich pomocą często szukamy restauracji, sprawdzamy menu i opinie, więc doskonale rozumiemy, jak ważne jest to narzędzie. Staramy się być aktywni, ale bez przesady – jeśli spojrzysz na daty naszych publikacji, zobaczysz, że u nas nic nie dzieje się na siłę. Nie trzymamy się sztywnych schematów ani nie wrzucamy postów dla algorytmu. Pokazujemy to, co naprawdę ważne – ludzi, dania, momenty. I chyba właśnie to doceniają nasi obserwatorzy, widzimy, że jest wśród nich wielu naszych stałych, zadowolonych gości.